sobota, 4 czerwca 2016

Dzień za dniem...

,,Nocą wszystko jest bardziej. Boli bardziej, czujesz bardziej, myślisz bardziej, umierasz bardziej. Bardziej nie masz sił." Na początku, jeszcze w szpitalu, bałam się nocy. Mój mózg nie był zajęty niczym innym i jeszcze mocniej i wyrazniej, ,, pomagał" mi przeżywać te koszmarne wydarzenia. W głowie wciąż przewijały się słowa i obrazy: bezsilna twarz lekarza, łzy mojego męża, przerazliwa cisza w chwili gdy Marysia została wyciągnięta z mojego brzucha, jej śliczna buźka, ciemne włoski- po tatusiu. Tak te noce były trudne. Raz po raz wybuchałam płaczem, pytając Boga dlaczego? Kolejne minuty upływały w ślimaczym tempie, a każda godzina wydawała się wiecznością.
Teraz gdy minęły dwa tygodnie, noce są wytchnieniem, chwilowym ukojeniem dla mojego ciała i ducha. To dni są wyzwaniem. Każdy następny jest walką o to by wstać, wyjść z domu, rozmawiać z ludźmi i żyć.
Noce upływają szybko. Dają nadzieję, że chociaż we śnie zobaczę moją śliczną Córeczkę, mojego Aniołka. Zmęczona całym dniem walki z własnym cierpieniem, zasypiam bardzo szybko, wtulona  w opiekuńcze ramiona męża. Zasypiam i śpię aż do rana, ciesząc się, że kolejna doba za mną, że coraz bliżej upragniona data końca połogu, data początku starań o Maleńką Istotkę.
Tak jest łatwiej gdy czeka się na coś, gdy ma się cel do którego się zmierza, gdy ma się nadzieję na lepszą przyszłość, na to, że i dla nas zaświeci słońce....

2 komentarze:

  1. Mam dokładnie tak samo. W dzień walczę, a w nocy odpoczywam, by nabrać sił do walki kolejnego dnia. Czasami czuję, że nie mam już siły, że się wypaliłam, że w środku jestem pusta... Boję się tego strasznie - stracić nadzieję i radość życia, dlatego pielęgnuje Miłość, Bliskich i skupiam myśli na przyjemnościach dnia codziennego. Ale tak czy siak wciąż jest to walka... O jutro, o siebie, o nas. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła unieść w górę ręce, spojrzeć jak pisałaś w oczka mojego Aniołka i powiedzieć "Wygrałam" albo raczej "Antosiu, najdroższy Synku, wygraliśmy tę walkę razem"!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpisy przeczytane jednym tchem... Trafiłam na Twój blog z ovufriend. Twoje rany są jeszcze bardzo świeże, a mimo to podziwiam Cię za tą siłę. Ja chyba bym się poddała. Straciłam też swoje Maleństwo, ale na wczesnym etapie i nigdy nie usłyszałam bicia serduszka. Pamiętam do dziś słowa lekarza...coś okropnego. Też były łzy, bunt, bo przecież nigdy nie pomyślałabym, że poronię swoje pierwsze upragnione Maleństwo. Po stracie tylko jedna myśl... chcę znów być w ciąży... udało się, jednak teraz już ze świadomością, że w każdym momencie może coś się stać i strach... ale starałam się także cieszyć ciążą... W końcu w grudniu utuliłam swoją ukochaną córeczkę i wierzę, że Aniołek z góry czuwał nad siostrą i jej bezpieczeństwem. Teraz córeczka skończyła 6 miesięcy, a za kilka dni mój Kochany Aniołek miałby roczek. Życzę Ci abyś wkrótce została szczęśliwą Ziemską Mamą, a Twoja ukochana córeczka będzie czuwać nad Wami. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń