poniedziałek, 28 listopada 2016

Motywacja

Gdy dowiedziałam się, że serce mojej Córeczki nie bije, poczułam nagle jakby w moim brzuchu znajdował się jakiś ciężki kamień, a równocześnie jakby w jednej chwili zrobił się dramatycznie pusty. Dla mnie ta ciąża się zakończyła. Byłam w szoku kiedy lekarz powiedział, że jedziemy na salę porodową. Przez lecące łzy uslyszalam tylko jedno zdanie:
,,Poród naturalny będzie najlepszym rozwiązaniem, jeżeli chce Pani niedługo znów starać się o dziecko". Uczepiłam się kurczowo tego zdania, dało mi nadzieję, że już niedługo zostanę ziemską mamą. Dzięki temu dałam radę podczas porodu, a po nim nie zalamałam się doszczętnie. Oprócz napadów płaczu, krzyków i bezsilności, docierało do mnie, że muszę dbać o siebie. Muszę jeść, pić, spać, funkcjonować, by jak najszybciej wrócić do normalnego życia.
Po powrocie do domu i ściągnięciu szwów, wróciłam do aktywności fizycznej. Dużo spacerowałam, jeździłam na rowerze, za nic nie chciałam zaszyć się w domu. Bardzo szybko, bo już tydzień po porodzie, zrezygnowałam z tabletek uspokajajach. Nic nie dawały, tylko otumaniały i nie pozwalały mi wyrażać uczuć. A ja potrzebowałam płaczu, łzy sprawiały, że się oczyszczałam. Dawały ukojenie i chociaż chwilową ulgę od bólu. Moim nieodłącznym atrybutem były wtedy okulary przeciwsłoneczne, dzięki nim czułam się bezpieczniej. Nikt się nie gapił, nie zadawał niewygodnych pytań. A ja właśnie tego chciałam. Tylko mąż widział moje łzy, wiedział ile kosztuje mnie każdy uśmiech, ile siły wkładam w to by wyjść do ludzi i spędzić z nimi czas.
W międzyczasie, robiłam wszystko by moja anemia odeszła w niepamięć, wiedziałam, że muszę być zupełnie zdrowa by ponownie zajść w ciążę.
I tak, małymi kroczkami, dochodziłam do siebie. Cały czas prosząc Marysię o siłę i wsparcie, których potrzebowałam, by ponownie stanąć na nogi. Przeżywałam dzień za dniem, aż do momentu gdy dokładnie 28 dni po porodzie przyszła miesiaczka, na którą pierwszy raz w życiu, z niecierpliwością czekałam....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz